Nazbierałam pełne uszy

Nazbierałam pełne uszy
słów jak orzech pustych.
Naczerpałam niepotrzebnie
z źródeł złotoustych.
Po pajęczej cienkiej nici
przesuwałam dłonie,
aby wrócić znów do siebie
w labiryncie wspomnień.
Kiedy czas, jak kropla miodu,
powolutku płynął.
W sercu miłość rozpalała
gorzką jarzębiną.
Kto się zdawał nieomylny,
kłamstw dziś nie prostuje,
a prymusom samo życie
wystawiło dwóje.
Przeleciały dni jak piasek
przez oczka rzeszota…
ale świeci jasnym blaskiem
kilka ziaren złota.