Czasem wystarczą cztery wersy

Z Wiesławą Kwinto – Koczan – bieszczadzką poetką, autorką wierszy i tekstów piosenek – rozmawia Ewa Gyurkovich. Wywiad ukazał się w Gazecie Bieszczadzkiej, nr 5 (488) z 11 marca 2011 roku.

 

- W maju zeszłego roku ukazał się Pani kolejny tomik wierszy „Zawrócić”. Jaka jest geneza tak cudownych wierszy z Bieszczadami w tle?

- Trzeci tomik powstał na bazie trudnych przeżyć, których los nam nie oszczędza. To pociągnęło za sobą mniejszy kontakt z ukochanymi miejscami, wywołało wiele tęsknot, wspomnień, refleksji o przemijaniu… Naturalnie Bieszczady przewijają się w nim niezmiennie, bo to przecież mój najmilszy skrawek kraju. Tam właśnie członkowie mojej rodziny żyli, pracowali, odchodzili i w tej ziemi spoczywają. Tam wracamy chętnie, żeby naładować akumulatory do dalszej życiowej wspinaczki.

- Jak to się stało, że trafiliście w Bieszczady?

- Moja rodzina ze strony ojca została przesiedlona tam z Kresów. To pierwsze miejsce, które świadomie pamiętam, najpiękniejsze ze wszystkich, a mieszkałam w różnych częściach kraju. Bieszczadom nadałam miano moich stron rodzinnych. Po tym jak z nich wyjechałam, przez wiele lat spędzałam tam wakacje. W końcu wróciłam w góry, gdzie mieszkałam przez następne 16 lat, pracując w szkole. Po przejściu na emeryturę przeprowadziłam się do Torunia. Jest w tym pewien paradoks, bo dopiero po opuszczeniu Bieszczadów zaczęłam tak naprawdę je poznawać. Wracałam tam często, by wędrować, odkrywać ich uroki i tajemnice. Zaczęła się też prawdziwa tęsknota, która miała swe ujście w poezji. Zbiegły się we mnie te Bieszczady ze wspomnień z dzieciństwa z obecnymi i wszystko stworzyło kompletny obraz. Patrząc pod tym kątem, nie żałuję, że wyjechałam. I tak często jestem tam obecna. Poza tym z oddali lepiej widać, a tęsknota budzi jakieś uśpione pokłady wrażliwości.

- Kiedy powstał pierwszy wiersz?

- Pierwszy tekst napisałam zaledwie kilka lat temu, po powrocie z jesiennej bieszczadzkiej wędrówki… Powstał w październiku, a w maju ukazał się już tomik „Szlakiem”. To są naprawdę debiutanckie wiersze. Nigdy wcześniej nie pisałam, nawet do szuflady. Parę miesięcy później wygrałam Konkurs Jednego Wiersza na Festiwalu „Bieszczadzkie Anioły” utworem „Chrystus Bieszczadzki”. Jest on poświęcony figurze z łopieńskiej cerkwi. Chwilę później powstały pierwsze piosenki z moimi tekstami, które znalazły się na płycie Małżeństwa z Rozsądku. Obecnie są one także w repertuarze innych wykonawców z tzw. krainy łagodności – Domu o Zielonych Progach, Ciszy Jak Ta, Pod Jednym Dachem, Siudmej Góry czy Leonarda Luthera. W cztery lata po tomiku „Szlakiem” ukazał się drugi „Nocne niebo śpiewa aniołami”. Znalazłam się także w antologii poezji bieszczadzkiej „Natchnieni Bieszczadem”. Cieszy mnie, kiedy znajduję swoje wiersze w albumach poświęconych Bieszczadom, folderach, prasie lokalnej czy ogólnopolskiej.

- A więc w przeszłości Pani twórczość była inspiracją dla wielu wykonawców z kręgu piosenki literackiej, autorskiej, turystycznej, poezji śpiewanej. Czy tak będzie też ze zbiorkiem „Zawrócić”?

- Sporo wierszy z tego tomiku już stało się piosenkami. Zgłosiły się po nie kolejne zespoły. Znajdą się na płytach i będzie je można usłyszeć na koncertach. Jest mi miło, kiedy sięgają po nie młodzi wykonawcy, startujący w różnych konkursach. To kolejne z moich spełnionych marzeń, bo muzyka niesie słowa w niezwykły sposób.

- Co Panią inspiruje?

- Inspiracje czerpię ze wspomnień z dzieciństwa, w którym wszystko wyglądało inaczej. Wracam do tego co minęło i tych, co odeszli, a którzy oswajali te niedostępne wioski i wzgórza, tych, którzy budowali legendę tej ziemi.

- Który z trzech zbiorków jest dla Pani najcenniejszy?

- Każdy z tomików jest dla mnie ważny, bo każdy zawiera dużo moich myśli, przeżyć, wrażeń, refleksji. Długo nie brałam do ręki debiutanckiego „Szlakiem”, aż nagle ktoś go pochwalił. Zaciekawił mnie na nowo, czytałam go jakby nie był mój. Odetchnęłam, gdy przekonałam się, że nie muszę się wstydzić tych pierwszych utworów.

- Który z bieszczadzkich zakątków jest Pani ulubionym?

- Najbliższy memu sercu jest Michniowiec. Również Czarna. Dużo wspomnień z dzieciństwa, znane ścieżki i ludzie… Ale najdroższa jest Łopienka. Tęsknię do niej i jeśli nie mogę częściej, to chociaż raz w roku staram się tam być, żęby zaczerpnąć dobrej energii na przyszłe dni.

- Czy jest jakaś anegdota rodem z Bieszczadów, którą lubi Pani opowiadać, którą wspomina z wyjątkowym sentymentem?

- Jest mnóstwo historii związanych z moimi bieszczadzkimi wędrówkami. Dotyczą one zarówno barwnych postac, jak i zdarzeń. Chętnie się z nimi dzielę w czasie spotkań z czytelnikami. Wolę jednak zwięzłą formę wypowiedzi, a tą zapewnia mi wiersz. Czasem wystarczą cztery wersy, żeby zawrzeć w nich wszystko, więc chyba przy tym zostanę. Zawsze jednak z rozbawieniem wspominam i przekazuję innym fakt, że ktoś… ukradł mój tomik z punktu sprzedaży. Mam nadzieję, że wiedział, co kradnie.

- A jak mieszkańcy Torunia reagują na Bieszczady w Pani twórczości?

- Zaraz po przeprowadzce do Torunia postanowiłam, że przybliżę temu miastu Bieszczady. Zaczęłam szukać ludzi zarażonych bieszczadzkim bakcylem. No i udało się. Jest taka grupa miłośników, do której należę. Czujemy się dobrze ze sobą, planujemy wspólne wyjazdy, wędrówki, dzielimy się doświadczeniami, wspomieniami. W czasie moich autorskich spotkań obserwuję narastające zainteresowanie tą krainą. Odczuwam też przychylność do tego, co robię. Na wydanie trzeciego tomiku otrzymałam nawet dotację od Miasta z projektu „Toruń Europejską Stolicą Kultury 2016″.

- Czy otrzymuje Pani listy od odbiorców Pani poezji?

- Dostaję mnóstwo dowodów sympatii, miłych listów, maili, podziękowań, zaproszeń. Dzięki temu, że piszę, poznałam sporo wrażliwych na słowo ludzi. Zaprzyjaźniłam się bardzo z osobą, która odnalazła mnie po… wysłuchaniu w czasie jazdy samochodem piosenki Małżeństwa z Rozsądku z moim tekstem. Nawiązały się serdeczne więzi z wykonawcami piosenek. Zawsze byłam osobą czynną, więc przejście na emeryturę i przeprowadzka do obcego miasta trochę mnie przerażały. Nie przypuszczałam jeszcze, że zacznę pisać, co bardzo wzbogaciło moje życie. Wniosło dużo dobra, m.in. poprzez poznanie nowych, wartościowych osób.

- Skąd wziął się Pani pseudonim?

- To proste, pochodzi od moich inicjałów – W(u)K(a). Narodził się w chwili spotkania z zespołem Małżeństwo z Rozsądku, który śpiewa moje teksty. Imię mam zbyt długie. Trzeba było wymyślić coś krótkiego do wzajemnych kontaktów.

- Jakie są Pani marzenia, zamiary, plany na przyszłość?

- Coraz więcej moich wierszy staje się piosenkami i to jest ogromna radość. Będą na pewno nowe wiersze i nowe teksty piosenek. Marzy mi się maleńki tomik o Michniowcu. Napisałam już kilka utworów i pewnie będzie ich jeszcze więcej, bo chcę o tym miejscu opowiedzieć poezją.

- Czy rozważa Pani powrót w rodzinne strony? Tym razem na stałe?

- O powrocie w Bieszczady myślę… nieustannie. Pewne plany już się powoli realizują. Być może uda się przynajmniej sporą część roku tam spędzać. Na dobry początek.